To miał być kolejny spokojny dzień w Czarnej Białostockiej. Rano doszło tam jednak do niewyobrażalnej tragedii. Wielka miłość i ogromna namiętność przerodziły się w potworną agresję.
Mieszkańcy miasta tak strasznych wydarzeń nie widzieli u siebie nigdy wcześniej. „”
Najfajniejsza nauczycielka w szkole
Tak mówią dzisiaj o Marioli jej byli wychowankowie. W Szkole Podstawowej nr 2 w Czarnej Białostockiej uczyła w klasach I-III od kilkunastu lat. Młoda, miła, z zapałem i zaangażowaniem podchodząca do pracy szybko zdobyła wśród swoich uczniów sympatię.
Stale podnosiła swoje kwalifikacje, była bardzo inteligentna i przede wszystkim ambitna. Ponoć znała kilka języków obcych.
Karierę pedagoga przypłacała jednak mało udanym życiem osobistym. Problemem w żadnym wypadku nie był wygląd. Mariola była szczupłą, drobną, atrakcyjną blondynką. Po prostu nie starczało jej czasu na zbudowanie głębszej relacji. Do czasu aż poznała mężczyznę swojego życia.
Taka miłość zdarza się tylko raz
Jerzego spotkała pod koniec lat 90. podczas zajęć sportowych w szkole. Pomimo że był żonaty, Mariola zauroczyła się eleganckim mężczyzną. Nauczycielka dowiedziała się też wkrótce, że Jerzy jest przewodniczącym Rady Rodziców, a jego syn Piotruś chodzi do pierwszej klasy podstawówki. Mężczyzna był przystojnym, czarującym, a do tego poważanym w mieście przedsiębiorcą.
Uczucie wzięło nad nimi górę. Jerzy jakby na chwilę zapomniał o swojej rodzinie. Zaczął romansować z Mariolą. Pochłonięta dotąd pracą nauczycielka w końcu odnalazła swoje życiowe szczęście. Lepiej po prostu być nie mogło.
Wieści szybko się rozchodzą
Taki urok małej miejscowości. O romansie Marioli z przedsiębiorcą dowiedziała się rodzina Jerzego. Ludzie zaczęli gadać, krzywo patrzeć na oboje kochanków. Matka nauczycielki prosiła, aby córka zakończyła znajomość. Mariola jednak nie chciała nawet o tym słyszeć. Jerzy był jej całym światem.
Znosiła głuche telefony i listy z niewybrednymi pogróżkami. Nie zniechęciła się też, kiedy ktoś powypisywał na drzwiach jej mieszkania wulgarne słowa. Za bardzo go kochała. Czuła, że jest razem z nią, że jest po jej stronie. Obiecywał, że to z nią chce ułożyć sobie nowe życie. Dosyć miał już swojej żony. Trzymał go przy niej tylko Piotruś.
Mały, 11-letni problem
Był rok 2001. Jerzy nagle i niespodziewanie oświadczył Marioli, że to już koniec ich związku. Nie miał ochoty tego dalej ciągnąć, chciał naprawić swoje relacje z rodziną. Kobieta przeżyła gigantyczny szok. Nie mogła uwierzyć, że coś, co miało trwać wiecznie, tak po prostu się skończyło.
Uśmiechniętej, atrakcyjnej Marioli już nie ma. Jest smutna, przygnębiona, popadająca w głęboką depresję kobieta. W dość krótkim czasie nauczycielka dwukrotnie próbuje odebrać sobie życie.
Najprawdopodobniej właśnie wtedy zaczyna zastanawiać się, dlaczego Jerzy od niej odszedł. Wszystko przez syna – 11-letniego wówczas Piotrka. Przedsiębiorca zawsze powtarzał, że to jego oczko w głowie – do takich właśnie wniosków doszła Mariola.
Na drodze swoich ambicji najpewniej nieraz napotykała przeszkody. Dotąd była kobietą sukcesu. Potrafiła rozwiązywać problemy. Zadecydowała, że rozwiąże i ten.
Krew wylała się na korytarz
Szkoła najwyraźniej nie dostrzegła bądź nie potraktowała wystarczająco poważnie problemów swojej pracownicy. Mariola była niezwykle sfrustrowana. Musiała dać upust swoimi emocjom.
25 kwietnia 2001 roku - to dzień, który zapisał się w pamięci mieszkańców Czarnej Białostockiej. Mariola przyszła do szkoły rano, choć miała na popołudnie. Poprosiła sekretarkę o klucz do pustego tego dnia gabinetu lekarskiego. Rzekomo chciała tylko skorzystać z wagi.
Przed godziną 10 zaczepiła dwóch uczniów. Kazała im zawołać Piotrka, syna Jerzego, który uczył się wtedy w IV klasie. Gdy chłopiec wszedł do gabinetu, kobieta zamknęła drzwi na klucz. To był już koniec.
Miała w dłoni nóż introligatorski. Była wściekła. Dźgała na oślep. Trafiała głównie w szyję oraz w głowę.
Szkolnym korytarzem przechodziły właśnie nauczycielki. Spod drzwi gabinetu lekarskiego wypłynęły strugi krwi. Z wnętrza dochodziły odgłosy uderzeń. Nauczycielki zaczęły krzyczeć, walić pięściami w drzwi. Wyważył je dopiero wuefista. Ze środka wybiegła Mariola. Wszyscy byli zdezorientowani. Nikt jej nie zatrzymał. Dopiero po kilku sekundach nauczyciele dostrzegli makabryczny widok.
Piotrek jeszcze wtedy żył. Wykrwawił się jednak przed przyjazdem pogotowia.
Na miejscu zjawiła się policja. Zajęcia zostały odwołane. Przed szkołą gromadzić zaczęli się przerażeni rodzice. Takiej tragedii tutaj nigdy nie było. Nikt nie mógł uwierzyć, że nauczycielka, na dodatek ta najbardziej lubiana i poważana, zabiła ucznia.
Wątpliwości jednak nie było. Za Mariolą ruszyła policyjna obława.
„Działałam w emocjach. Zdenerwował mnie”
Sprawę nagłośniły ogólnopolskie media. Do poszukiwań zaangażowano około 200 funkcjonariuszy. Rozesłano rysopis kobiety. Trzeba było ją jak najszybciej zatrzymać.
Mariola była przerażona. Zabiła dziecko. Nie miała pojęcia, co ma teraz ze sobą zrobić. Na swoją kryjówkę wybrała pobliską Puszczę Knyszyńską. Nie przebywała tam jednak długo. Dzień później była już w zakonie w Markach pod Warszawą. Tam udało jej się zadzwonić do siostry. Prosiła o radę. To co się działo, było dla Marioli najgorszym koszmarem. Chciała się zabić. Myślała też o zgłoszeniu się na policję.
Czasu do namysłu morderczyni nie dali funkcjonariusze z Centralnego Biura Śledczego. W nocy z 26 na 27 kwietnia zatrzymali Mariolę.
Prokurator postawił jej zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem z motywów zasługujących na szczególne potępienie. W związku z taką kwalifikacją prawną czynu groziła jej jeszcze większa kara niż za zwykłe zabójstwo. Biegli psychiatrzy orzekli, że była poczytalna.
W areszcie Mariola nie miała łatwo. Morderca dziecka nigdy nie ma za kratami łatwo. Według nieoficjalnych informacji, została dotkliwie pobita. Przez pewien czas była w śpiączce.
Proces ruszył mniej więcej trzy miesiące po morderstwie. Obrona robiła wszystko, aby przekonać sąd do tego, że oskarżona działała w afekcie. Za zabójstwo w afekcie grozi bowiem maksymalnie do 10 lat pozbawienia wolności. Mariola tłumaczyła, że nie planowała morderstwa. Chciała porozmawiać z Piotrkiem. Chłopiec jednak miał ją bardzo wulgarnie zwyzywać. Straciła panowanie nad sobą. I stało się.
Prokurator miał zupełnie inny pogląd na sprawę. W trakcie śledztwa okazało się, że nóż, którym Mariola zabiła 11-latka był prezentem od Jerzego. Narzędzie zbrodni stanowiło jeden z głównych dowodów, popierających tezę o zemście zawartą w akcie oskarżenia. Jeden ze świadków zeznał, że nauczycielka dzień przed dokonaniem zbrodni odwiedziła Jerzego i jego żonę. Zażądała kupna mieszkania i umożliwienia wyjazdu z Czarnej Białostockiej. Obciążający dla kobiety był też fakt, że w plecaku, który miała ze sobą 25 kwietnia, znajdował się paszport. Mogło to świadczyć o tym, że po dokonaniu przestępstwa Mariola chciała zbiec za granicę.
Wyrok zapadł 15 lutego 2002 roku. Sąd Okręgowy w Białymstoku odrzucił opinię biegłych psychiatrów i psychologa, mówiącą o tym, że oskarżona działała w afekcie. Mariola została skazana na 25 lat więzienia. Obrońca nauczycielki próbował jeszcze bezskutecznie apelacji oraz kasacji od wyroku do Sądu Najwyższego.
Sprawiedliwość...
Podczas procesu Mariola nie okazywała żadnych uczuć. Dla obserwatorów był to spory szok. Według psychiatrów i psychologów, którzy badali kobietę, cechuje się ona ponadprzeciętną inteligencją, nie przejawia też skłonności do okazywania uczuć. Potwierdzają to jej byli uczniowie.
- Ona jeszcze sobie życie ułoży. Zna języki, jest bardzo sprytna. W więzieniu podobno bardzo się stara, żeby jak najszybciej wyjść na warunkowe – mówi o kobiecie jeden z jej dawnych podopiecznych. - To co zrobiła było dla wszystkich zaskoczeniem. Nikt by się tego po niej nie spodziewał. To była najfajniejsza pani w szkole.
Mariola Myszkiewicz (sąd zgodził się na publikację danych), skazana prawomocnym wyrokiem sądu, ma dzisiaj 54 lata i odbywa karę pozbawienia wolności w zakładzie karnym. Najprawdopodobniej niedługo będzie mogła zacząć ubiegać się o przedterminowe zwolnienie warunkowe. Do Czarnej Białostockiej już raczej nie wróci. Zapewne rozpocznie nowe życie w miejscu, gdzie nikt jej nie zna, gdzie nikt nie wie o okrutnym czynie, którego dokonała.
Piotrek, syn kochanka Marioli, miałby dzisiaj 27 lat. Być może skończyłby studia i założył szczęśliwą rodzinę. Gdyby tak było, w ostatni czwartek świętowałby pewnie swoje imieniny...
(mik)