„Na to miejsce pielgrzymują ludzie w różnych okresach roku, przy pogodzie i niepogodzie, przy słońcu i w deszczu. Latem i zimą, wiosną i jesienią przynoszą i stawiają tu krzyże, w różnych intencjach. I jest to wyraz ich głębokiej wiary (...). Dziś zwracam się do was wszystkich, przyłóżcie uszy do tych krzyży, do tych ścian, które zostały wybudowane na zgliszczach naszej spalonej cerkwi, do tych drzew, które otaczają tę świątynię, a one powiedzą wam kim jesteście i jacy powinniście być. Przyłóżcie uszy i słuchajcie, a to co usłyszycie starajcie się zachować w swoim sercu i przekazywać kolejnym pokoleniom. One wam powiedzą o wierze waszych przodków, waszych ojców i dziadków”. (Metropolita Sawa, św. Góra Grabarka 24.05.2019 r.)
Nie potrzeba więcej słów, by odpowiedzieć na pytanie po co zmierzamy na Świętą Górę Grabarkę. Z różnych miejsc naszego kraju, każdy według swoich możliwości i sił, udajemy się w święte dla nas miejsce, by choć przez chwilę doświadczyć niespotykanej bliskości Boga. By żarliwie błagać i z serca dziękować, by pokajać się i oczekiwać umocnienia wiary, by przebaczyć i o przebaczenie poprosić. Nie wszyscy podołać mogą trudom pieszej pielgrzymki, lecz ci, którzy ów trud podjęli, w poniedziałek już po raz 29. wyruszyli ulicami Sokółki, by następnie pokonać w modlitwie prawie 160 km. Zanim 17 sierpnia staniemy u podnóża Św. Góry Krzyży, w ciągu sześciu kolejnych dni odwiedzimy m.in.: Wierzchlesie, Kołodno, Królowy Most, Piatienkę, Trześciankę, Narew, Tyniewicze Duże, Czyże, Stary Kornin, Kleszczele, Dasze, Rogacze oraz Telatycze. Tegoroczna pielgrzymka po raz kolejny wiedzie trasą pośród podlaskich dróg, ścieżek, łąk i lasów. Część dróg jest nam już znana z lat ubiegłych, część poznamy po raz pierwszy.
Padało całą noc z poniedziałku na wtorek! Ba padało – lało jak z cebra, a grzmoty raz po raz wtórowały przecinającym ciemność błyskawicom. Nawet rankiem próżno było szukać słońca na niebie zasnutym chmurami, a te nasiąknięte do granic możliwości niczym gąbka w balii, co chwilę oddawały nadmiar wody chłonnej ziemi i nam, siedemdziesięciu duszom pielgrzymującym na Świętą Górę Grabarkę.
Zmierzając z noclegów rozsianych wokół Kołodna, przyodziani w przeciwdeszczowe płaszcze, kaptury i parasole, raczej nie wierzyliśmy w to, iż ktokolwiek z nas nieprzemoczony dotrze do celu. Istotnie, pierwsze cztery kilometry do Królowego Mostu były tego potwierdzeniem. Niespodziewanie jednak opady ustały i powoli zaczęło się przejaśniać. Niestety, tak intensywny deszcz uniemożliwił nam marsz wytyczoną wcześniej trasą. Uruchamiając plan „B” zdawaliśmy sobie sprawę, iż także tam kałuże i błoto znacznie utrudnią marsz, jednak wierzyliśmy, że dzięki modlitwie zdołamy pokonać wszelkie trudności.
Dzięki pomocy funkcjonariuszy Straży Granicznej z Bobrownik, bezpiecznie przekroczyliśmy krajową „sześćdziesiątkę piątkę” i ruszyliśmy leśnym traktem do Nadleśnictwa Żednia, a następnie do cerkwi w Piatience, gdzie czekał na nas o. Aleksander Aleksiejuk. Część z tej trasy pokonywaliśmy dokładnie trzy lata temu. Bezkresne zdawać by się mogło pola, częściowo skoszone, gdzieniegdzie już zaorane, tu i ówdzie jeszcze oczekujące na żniwo. Pamiętam jak rolnicy, naprędce zbierając pozostałe jeszcze zboże i w widocznym pośpiechu transportujący ziarno do pobliskich silosów, spoglądali na niebo, które wcale nie dawało gwarancji braku opadów. Teraz ta sama droga, a jakże inna. Na 10-kilometrowym odcinku, prócz setek bel starannie zwiniętej słomy, spotkaliśmy jedynie motocyklistę, który zatrzymawszy jednoślad zdjął kask i przyglądając się nam stwierdził z uznaniem, iż mamy przed sobą jeszcze kawał drogi. Poza tym żywej duszy wokoło. Maszyny rolnicze na pobliskim placu stały w nieładzie, niczym zabawki porozrzucane w pokoju pięciolatka. Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Czyżby u progu salonu, w którym gościło lato, cicho czaiła się jesień?
W cmentarnej kaplicy w Piatience (nieopodal Folwarku Tylwickich) należącej od parafii w Topolanach, spotkaliśmy pątników z Białegostoku, z którymi wspólnie spożyliśmy przygotowany przez parafian posiłek. Półtoragodzinny odpoczynek pozwolił na regenerację sił przed ostatnim etapem.
Żegnając powiat białostocki, ponownie piaszczystą drogą pośród pól i lasów ruszyliśmy przed siebie, mając nadzieję na bezproblemowe dotarcie do cerkwi w Trześciance, gdzie zaplanowany był nocleg. Soczysta zieleń elewacji i złoty blask kopuł były tym piękniejsze, czym krótsza stawała się doń droga. Kilkanaście minut po 18 ujrzeliśmy o. Marka Wasilewskiego wraz parafianami, którzy niosąc chorągwie wyszli nam na spotkanie. Modlitwy wieczorne zakończyły ten 31-kilometrowy, trudny etap.
Adam Matyszczyk