W Łapach, ale generalnie na całym Podlasiu, mamy wielu ambitnych, pomysłowych ludzi z wielkim potencjałem, jednak... jesteśmy też zakompleksieni i przestraszeni potencjalną krytyką - mówi Aleksandra Kondratowicz, znana szerzej jako ALEXDARG, która urodziła się i dorastała w Łapach.
Jesteś liderką podlaskiej blogosfery modowej, polską ambasadorką marki Schwarzkopf LIVE, brałaś udział w kampanii w Paryżu, jako jedyna polska blogerka byłaś ambasadorką dni francuskich w Polsce French Touch 2016. Twoje zdjęcie odtworzono w warszawskim muralu będącym częścią kampanii smartphonów HTC, współpracujesz z takimi markami jak Armani Beauty, Lancôme, Yves Saint Laurent. Twoją stylizację z Harry'ego Pottera wyróżnił koncern Warner Bros, gościsz w występach telewizyjnych, uczestniczysz w pokazach polskich projektantów. Jeszcze można długo wymieniać. Jak zatem możesz siebie określić? Kobieta sukcesu, kobieta spełniona zawodowo?
- Zawsze wiedziałam, czego chcę i do czego dążę. Zasada, która mi przyświeca, składa się z magicznego trio: pasji, determinacji i konsekwencji, które mogą przenosić góry. Szczęście to tylko 10 procent całości. Chyba, że naszą pozycję chcemy budować na kontrowersjach. Wtedy wybicie się jest możliwe szybciej niż nam się wydaje, ale... czy warto? Czy warto mimo wszystko gonić za sławą, tracąc przy tym szacunek do samego siebie? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nasuwa się sama.
Powiem szczerze, że nigdy nie byłam i nie będę zadowolona z siebie w stu procentach. Zawsze zdaje mi się, że mogłam mocniej, bardziej i ambitniej. Jestem krytyczna wobec siebie, ale według mnie jest to jak najbardziej zaleta. Krytycyzm nie pozwala mi osiąść na laurach.
Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?
- Tak jak wyliczyłaś na początku - trochę tego jest. Chyba ciężko będzie mi wybrać te jedno najlepsze, bo na każdym etapie mojej „blogerskiej drogi" górowało jedno w danym momencie i na tamten moment było ono tym naj.
Urodziłaś się, mieszkałaś i uczyłaś się w Łapach. To małe miasto, w którym każdy się zna. Ty miałaś duże ambicje i chciałaś realizować swoje cele. Czy kiedyś blokowało cię to, skąd pochodzisz? Czy miałaś jakieś obawy przed stawianiem pierwszych kroków zawodowych?
- To, skąd pochodzimy, w istotnym stopniu kształtuje naszą osobowość, a mi jest bardzo dobrze z tym, skąd pochodzę. Ludzie z małych miejscowości mają bardzo często kompleksy, będąc przewrażliwieni na temat uwag odnośnie swojego miejsca pochodzenia. W wielu wypadkach wydaje im się, że to jakiś straszny wstyd przyznać się, że nie pochodzą z innego miasta niż to, w którym studiują.
Ja nigdy nie miałam z tego powodu jakichś większych problemów, nie czułam się gorsza od innych. Lubię w Łapach odpoczywać i przeżyłam tu wiele cudownych chwil.
Czy spotkały cię kiedyś jakieś nieprzyjemne komentarze na temat miasta rodzinnego?
- Nigdy nie było takiej sytuacji.
Jak wyglądały twoje początki w fotografii? Czym wykonywałaś zdjęcia? Co znalazło się na pierwszych kadrach?
- W branży modowej działam już blisko 10 lat, jednak początków mojego zafascynowania fotografią i modą ogólnie pamiętam i doszukuję się już w czasach szkoły podstawowej. W młodości przez osiem lat trenowałam turniejowy taniec towarzyski, mając do czynienia z pięknymi sukniami, piórami i cekinami, co przełożyło się na moją późniejszą fascynację trendami i modą.
Na moją 18-tkę dostałam pierwszą lustrzankę, a od momentu, kiedy zaczęłam studia, moje hobby przerodziło się w pracę, zawód, profesję już na poważnie. Zrozumiałam, że to jest mój plan na życie i chcę się w tym spełniać oraz realizować marzenia.
Oczywiście moimi pierwszymi fotograficznymi „obiektami" były moje koleżanki i znajome z Łap. Był to idealny przedsmak wielu późniejszych projektów.
Co podpowiedziałabyś młodym ludziom z Łap, którzy chcieliby zająć się fotografią i blogowaniem na poważnie?
- Moje ulubione powiedzenie - „mierz siły na zamiary" - pomaga zdefiniować priorytety, aby wiedzieć, w którym kierunku iść. Ważne, aby przy dążeniu do postawionych celów pokonywać swoje słabości i wychodzić ze strefy komfortu. Stanie w miejscu czy nawet chwilowe zwątpienie wyrzucają nas z gry o marzenia. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, nie poddawać się, nie zniechęcać, a co najważniejsze - nieustannie rozwijać. Silne nerwy też się przydadzą.
Od wielu lat mieszkasz w Białymstoku, jednak odwiedzasz rodzinę w Łapach. Czy zamierzasz tu kiedyś wrócić na stałe?
- Swoją przyszłość wiążę z Białymstokiem. Przed pandemią koronawirusa kursowałam między stolicą Podlasia a Warszawą. Choć moje życie w Białymstoku jest dużo wygodniejsze, to nie zamieniłabym wspomnień ze swojego dzieciństwa i młodości spędzonej w Łapach na nic innego.
Czego, twoim zdaniem, zdecydowanie brakuje w Łapach?
- Odwagi w ludziach i otwartych głów. W Łapach, ale generalnie na całym Podlasiu, mamy wielu ambitnych, pomysłowych ludzi z wielkim potencjałem, jednak... jesteśmy też zakompleksieni i przestraszeni potencjalną krytyką i hejtem w swoim najbliższym otoczeniu oraz ze strony obcych osób.
U wielu moich znajomych zauważam brak wiary w siebie, w to co robią. Znam wiele osób z Łap i okolic, które gdyby miały choć odrobinę więcej wytrwałości, osiągnęłyby naprawdę wiele. Nie powinniśmy bać się sięgać po marzenia.
Uważasz, że teraz jest łatwiej sięgać po swoje marzenia niż 10 lat temu?
- Moim zdaniem czy to 10 lat temu, teraz, czy za 10 lat wyrzeczenia, wiara we własne możliwości, wchodzenie oknem, gdy wyganiają nas drzwiami i determinacja – to wszystko nigdy nie straci na wartości i będzie zawsze potrzebne do osiągnięcia sukcesów.
Jakie są twoje plany zawodowe? Czy sytuacja z koronawirusem wpłynęła na twoją pracę?
- Teraz głównym priorytetem są te prywatne, rodzinne. A zawodowe? Staram się nie planować spektakularnych przedsięwzięć, ja po prostu działam, aby potem mile się zaskoczyć. Fakt, pandemia dotknęła wszystkie branże. Nie będę ukrywać - modową szczególnie dotkliwie. Kwestia tego jak bardzo jesteśmy elastyczni i umiemy dostosować się do nowych warunków, nowej rzeczywistości. Mam nadzieję, że już niebawem wszystko wróci na dobre tory.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Ewa Reducha-Wiśniewolska