Mężczyzna potrzebował pilnej pomocy. Krwawił z przedramion i był osłabiony. Po niespełna 20 minutach mieszkaniec Białegostoku został odnaleziony przez policjantów z białostockiej „patrolówki" i przekazany załodze karetki pogotowia.
W niedzielę 29 listopada tuż przed godziną 22 do białostockiej komendy zadzwonił mężczyna i powiedział, że potrzebuje pilnej pomocy. Mówił, że jest osłabiony, a jego przedramiona obficie krwawią. Dyżurny szybko ustalił, że zaginiony prawdopodobnie znajduje się w lesie przy ulicy Andersa w Białymstoku.
Patrol policji, który tam dotarł zaczął wołać mężczyznę. Początkowo nikt nie odpowiadał. Po przejściu około dwóch kilometrów funkcjonariusze usłyszeli krzyk, a po chwili zobaczyli w oddali klęczącą osobę.
Policjanci podbiegli do mężczyzny. Jego przedramiona obficie krwawiły, a on sam był osłabiony. Mundurowi wiedzieli, że liczy się każda minuta. Policjantka pobiegła do radiowozu, który pozostał na skraju lasu. Z kolei funkcjonariusz niósł poszkodowanego w kierunku samochodu. Wszystko po to, aby mieszkaniec Białegostoku jak najszybciej trafił pod opiekę załogi karetki pogotowia - czytamy na bialystok.policja.gov.pl.
opr. (pb)