„Ludzie boją się koronawirusa, ale nie chcą testów ze strachu przed stygmatyzacją, poza tym izolacja to kłopot” - przyznaje mieszkanka małej miejscowości na Podlasiu. „Wirus jest, ale nie ma pandemii” - stwierdza podczas demonstracji antycovidowców 43-letnia kosmetyczka, stojąca na czele zgromadzenia, w którym uczestniczy kilkaset osób bez maseczek. „Premierowi i ministrowi zdrowia doradzają zafiksowani wyłącznie na COVID-19 nieucy medyczni” - pisze w mailu do studentów i urzędników jeden z wykładowców Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, dodając, że niektórym przydałaby się „konsultacja psychiatryczna” . Niemal dziewięć miesięcy po dotarciu koronawirusa do Polski takie podejście do obecnej sytuacji ma część naszego społeczeństwa. Tymczasem czwartkowe dane Ministerstwa Zdrowia mówią o ponad 600 zgonach pacjentów z COVID-19, w tym o 124 osobach, które nie cierpiały na żadne dodatkowe dolegliwości.
Justyna (imię zmienione) mieszka w małej miejscowości w województwie podlaskim. Jakiś czas temu sporo okolicznych mieszkańców trafiło na kwarantannę, po wykryciu zakażenia w jednej ze szkół. Jak opowiada, generalnie jej bliscy i sąsiedzi boją się koronawirusa. Kiedy jednak ktoś podejrzewał u siebie zakażenie, wcale nie starał się o wykonanie testu. Dlaczego?
- Ludzie boją się sytuacji, w której okaże się, że są zakażeni i będą przez to stygmatyzowani. Poza tym konieczność ciągłego pozostawania w domu to spory kłopot – przyznaje.
Izolacja sprawia bowiem, że z pozoru prozaiczne czynności stają się nagle problematyczne. Jak załatwić zrobienie zakupów? Jak wyprowadzić na spacer psa, gdy mieszka się w bloku? Nie mówiąc już o psychicznym komforcie, gdy nagle trzeba na kilkanaście dni zamknąć się w czterech ścianach. Do tego dochodzi niemożność spotkania się ze znajomymi czy rodziną.
Gdy więc ktoś z otoczenia naszej rozmówczyni tracił smak lub miał duszności, po prostu czekał aż dolegliwości miną. Justyna sama twierdzi, że przez kilka dni nie czuła zapachów. Męczył też ją kaszel. Raczej nie było podwyższonej temperatury. Wkrótce sytuacja wróciła do normy. Czy to był koronawirus? Nie wiadomo, bo nie wykonano testów. Gdyby dolegliwości zostały zgłoszone, badanie najprawdopodobniej by przeprowadzono, bo osoby, o których mowa miały bezpośredni lub pośredni kontakt z zakażonym.
Justyna zwraca także uwagę, że niektórzy kompletnie bagatelizują zagrożenie. Jako przykład podaje zachowanie jednej z mieszkanek miejscowości.
- Miała niepokojące objawy, kaszlała, ale nic sobie z tego nie robiła. Maseczkę nosiła, ale pod brodą. Prowadzała dzieci do szkoły, chodziła na próby chóru. Potem okazało się, że kilka osób z tej grupy jest zakażonych – twierdzi.
Opisywane sytuacje miały miejsce na przełomie września i października. Potwierdzenie ich oficjalnie jest praktycznie niemożliwe, bo służby o nich po prostu nie wiedzą. Wtedy jeszcze nie odnotowywano tak wielu nowych przypadków koronawirusa jak dzisiaj. W tym okresie w Białymstoku odbyła się również demonstracja tzw. antycovidowców. Uczestnicy zgromadzenia demonstracyjnie nie zasłaniali ust i nosa, nie zachowywali też dystansu. Z ich słów i zachowania wynikało, że takie środki ostrożności nie są potrzebne.
Kontrowersyjne poglądy w sprawie koronawirusa wygłasza prof. dr hab. Ryszard Rutkowski, specjalista chorób wewnętrznych i alergolog, który wykłada na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku. Poddaje m.in. w wątpliwość konieczność przestrzegania reguły „Dystans, dezynfekcja, maseczki”.
Studenci otrzymywali od niego maile na temat epidemii.
„Wysyłam twarde naukowe argumenty przeciwko zafiksowanym wyłącznie na COVID-19 nieukom medycznym doradzającym Mateuszowi Morawieckiemu i Adamowi Niedzielskiemu", „zaczynam od pokazania znaczenia snu zaburzonego przez medialno-rządową fałszywą propagandę strachu, grozy i śmierci", „wszyscy, którzy bezmyślnie małpują działania Francji, (...) ciągle leczący nas tą samą toksyczną mieszanką DDML wymagają konsultacji psychiatrycznej" - pisał naukowiec.
W mailach znalazły się również memy, między innymi z cytatem Wojciecha Cejrowskiego: „Nową szczepionkę na Covid powinniśmy najpierw przetestować wyłącznie na przedstawicielach rządu. Jeśli nic im nie będzie, znaczy że bezpieczna. A jeżeli poumierają, Naród będzie bezpieczny”.
Zwróciliśmy się do UMB z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji.
- Władze uczelni nie podzielają poglądów prof. Rutkowskiego prezentowanych w mediach i wielokrotnie wyrażały w tym temacie swoje stanowisko, które jest na stronie uczelni – powiedział nam Marcin Tomkiel, rzecznik prasowy UMB. - Uczelnia od samego początku zareagowała na prywatne opinie prof. Rutkowskiego na temat Covid-19. Rektor odbył rozmowę z prof. Rutkowskim i wydał oświadczenie oraz zwrócił się podczas inauguracji do studentów o przestrzeganie zaleceń GIS, MZ, służb wojewody i sanepidu jako obowiązujących - dodał.
UMB zamieścił na stronie internetowej uczelni schemat postępowania i profilaktyki w sprawie pandemii. To jedyny obowiązujący wspólnotę akademicką dokument. W trakcie zajęć praktycznych wszyscy studenci mają stosować zasady reżimu sanitarnego wymaganych przez GIS i władze UMB.
Rektor uczelni nie otrzymał dotychczas żadnych maili od studentów w sprawie wypowiedzi prof. Rutkowskiego.
- Prof. Rutkowski prowadzi w przestrzeni publicznej działalność polityczną i reprezentuje tylko swoje prywatne poglądy, a Uniwersytet Medyczny w Białymstoku nie ingeruje w poglądy polityczne swoich pracowników, nawet jeżeli się z nimi nie zgadza - stwierdził Marcin Tomkiel.
CZYTAJ TAKŻE: Łóżka dla chorych na COVID-19 na hali sportowej
(mik, erw)